Teksty liturgii Mszy św.
Syr 35, 12-14. 16-18
Ps 34 (33)
2 Tm 4, 6-9. 16-18
Łk 18, 9-14
Kiedy lecę samolotem, bardzo lubię spoglądać przez okno. Patrzę na mikroskopijne krzewy, bloki wyglądające tak, jakby były zrobione z pudełek po butach i mosty z przęsłami w formie rurek do napojów. Z tej perspektywy samochody przypominają zabawki poruszające się na wielkiej makiecie, ludzi nie ma w ogóle. Kojarzy mi się to z tym, o czym mówi Jezus w dzisiejszej Ewangelii. Kieruje On swoją przypowieść do eksuthenũntas tùs loipús. Choć lekcjonarz słusznie określa tę grupę jako tych, którzy innymi gardzili, to nie oddaje istoty ich postawy. Greckie słowo eksuthenũntas pochodzi od udeís, czyli nikt. Dlatego można powiedzieć, że wśród słuchaczy Jezusa byli ci, którzy innych mieli za nic. To ich właśnie Jezus przestrzega przed wywyższaniem się. Im bardziej bowiem wynosimy się nad innych, tym mniej dla nas znaczą – stają się niczym, bo przestajemy ich widzieć. Podobnie jak podczas lotu samolotem, wznosząc się coraz wyżej, przestajemy dostrzegać ludzi. Osoba wywyższająca się nie widzi szczegółów tego, co jest poniżej, dlatego nie może rozumieć innych, współczuć im lub próbować ich usprawiedliwić. Ale jednocześnie, kiedy jak faryzeusz z przypowieści sami siebie wywyższamy, to tracimy szansę na to, byśmy byli zobaczeni, zrozumiani i usprawiedliwieni – i to nie tylko przez ludzi. Mijamy się także z Tym, który przyszedł do wszystkich wołających przez wieki: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika”. On usłyszał to wołanie i się zlitował. Przynosi nam zbawienie i usprawiedliwienie – nawet jeśli jesteśmy zaplątani w grzech, tak jak celnik z Ewangelii, który kolaborował z wrogiem i bogacił się kosztem innych, przez co uważany był za osobę żyjącą niemoralnie. Do nas należy decyzja, czy skorzystamy z tego, co Bóg ma nam do zaoferowania: czy chcemy się wywyższać, stając się coraz bardziej godni politowania, czy uniżymy się po to, żeby Bóg mógł nas wywyższyć przez swoje uniżenie i bliskość.
Radosław WIĘCŁAWEK OP, “w drodze” (10/2022)