Impresje różańcowe
Od XIIIw. w Zakonie Kaznodziejskim przekazywana jest znamienna opowieść o widzeniu, jakiego podczas modlitwy dostąpił nasz patriarcha św. Ojciec Dominik. Przeniesiony w duchu do Nieba, przed Oblicze Chrystusa i Jego Dziewiczej Matki zasmucił się, nie widząc wśród zbawionych swoich sióstr i braci. Zapytany przez Pana Jezusa o przyczynę łez, usłyszał
w odpowiedzi następujące zapewnienie: „Zakon twój powierzyłem Mojej Matce”. Po czym Maryja rozchyliła błękitny płaszcz, pod którym św. Dominik ujrzał niezliczoną rzeszę swych duchowych dzieci.
Opatrznościowo imię Dominik znaczy „PAŃSKI”, co niejako podkreśla chrystocentryzm naszego Zakonu, „który nigdy nie był zasadą ograniczającą cześć dla Matki Bożej”
(o. prof. Jacek Salij, dominikanin). Świadczy o tym fakt, iż początki modlitwy różańcowej tradycja mocno łączy z postacią św. Ojca Dominika. W założonym przez niego Zakonie Kaznodziejskim kultywowanie i szerzenie Różańca ma swoje bardzo ważne miejsce, co wyraźnie odzwierciedla sztuka sakralna, choćby słynny wizerunek Pompejańskiej Królowej Różańca Świętego.
Miejsce Różańca w naszym życiu jest określone Konstytucjami:
„Siostry niech w szczególnym poszanowaniu mają Różaniec. Ta czcigodna forma modlitwy prowadzi bowiem do kontemplacji misterium zbawienia, gdzie Najświętsza Dziewica jest najściślej zjednoczona z dziełem swego Syna. Codziennie niech przynajmniej jedna cząstka Różańca będzie odmawiana wspólnie”.
Różaniec jest drogą naszego zespolenia z Osobą Maryi, Opiekunki naszego Zakonu w jego misji: „Wszędzie i wszystkim głosić Jezusa Chrystusa”. Zarówno szkaplerz jak i różaniec noszony przy habicie to znaki towarzyszące w drodze, mówiące, że w każdej chwili możemy chwycić się naszej Niebieskiej Mamy za rękę. Matka to zawsze odniesienie do rodziny… do wspólnoty…, dlatego gdy złączymy się intencją z tymi wszystkimi, którzy modlą się tak jak my, to możemy być pewni, że otulamy Miłością Maryi – w różańcowym TERAZ – całą ludzkość ziemi – co dla nas dominikanek jest wyrazem duchowego apostolstwa bez granic.
Dla mnie osobiście modlitwa z Maryją – różaniec- jest modlitwą zasłuchania, uczącą NOWYCH odniesień do Boga i człowieka. To ona przed laty pomogła mi rozstrzygnąć, odczytać moje powołanie. Pierwszy „mój” różaniec z szarych błyszczących ziarenek włożył
w moje dłonie o. Jan Góra. To było po moim nawróceniu, moment rozdroża… szukania, gdzie chce mnie Pan Bóg. Pytając, modliłam się na różańcu jednocześnie szukając odpowiedzi
w Piśmie Świętym. Dotąd żywa jest we mnie chwila tej radości, pokoju i jasnej świadomości, że moim miejscem daru z siebie jest Św, Anna – klasztor Zakonu Dominikańskiego.
Jedną z pierwszych umiejętności przyswojonych w nowicjacie było wymarzone sporządzanie różańców z ziarenek uprawianych przez nas roślin. Cały proces: od pobłogosławienia ziarenka wsianego do skrzynki na grzejniku, poprzez wielotygodniowe pielęgnowanie tych roślin już w szklarni, dalej przez uciążliwy czas zbioru nowych dojrzałych ziarenek, suszenie ich, sortowanie, dobieranie kolorami, wiercenie otworów, by połączyć w sznur druciane ogniwa – jest naszą modlitwą za osoby, które kiedyś będą się na tych różańcach modliły. Nasze wytwarzanie różańców czy czasem gest obdarowywania nimi jest wyrazem chęci podzielenia się tym co najcenniejsze.
A czym dla mnie jest Różaniec?
Powiem tak – jest to modlitwa, którą oddycham. Prosta, a zarazem prowadząca w głębiny kontemplacji. Towarzyszy już od poranka zwyczajnym czynnościom… i tym najważniejszym – spotkaniom z Panem Jezusem… i życiu we wspólnocie z ludźmi… pracy… chwilom skupienia nad Słowem Bożym przed Najświętszym Sakramentem… chwilom radości – podziwiania piękna świata podczas spaceru…, a przede wszystkim duchowej walce o innych…, by zagubionych przyprowadzać do Boga… upraszać łaski uzdrowienia czy przemiany trudnych losów. Przyznam się, że najmocniej ta modlitwa pomaga i daje ukojenie w chwilach cierpienia czy podczas nieprzespanych nocy…
Kto kocha różaniec wie, że nie jest on zwyczajnym przedmiotem, lecz sznurem łączącym z Niebem. Różaniec to więcej niż różaniec… To sposób modlitwy, a zarazem DAR bliskości Matki Bożej – a w Niej spełnienie tęsknoty Pana Jezusa, umocnienie, ocalenie, prostowanie dróg.
Przypomina mi się świadectwo jednego z braci dominikanów, które zrobiło na mnie duże wrażenie. Mówi ono o mocy różańca nawet jako drogocennego przedmiotu.
Dziadek – opowiadał kilka lat temu nasz kleryk z USA – walczył w Wietnamie. W tym czasie rodzina gorąco modliła się za niego właśnie na różańcu. Będąc na polu walki, w pewnym momencie zauważył pod nogami leżący różaniec. Natychmiast schylił się, by go podnieść,
i w tej chwili dokonano ostrzału, przeleciało nad nim kilka pocisków. Gdyby się nie schylił, by ze czcią podnieść różaniec, zginąłby tak jak wszyscy w jego otoczeniu.
Ta historia ma też ciąg dalszy, który jest równie poruszający i zaskakujący. Kiedy wnuk tego mężczyzny wyjeżdżał na wojnę do Iraku, dziadek podarował mu ten właśnie różaniec, wieszając mu go na szyi. Podczas akcji w pewnym momencie różaniec ten się zerwał i upadł na ziemię. I co jest niezwykłe, ten chłopak schylił się po niego i doświadczył tego samego, co jego dziadek wiele lat wcześniej: w tym momencie przeleciało nad nim kilka pocisków, ale jego nie dotknęły. Maryja przez różaniec ocaliła życie ich obu.
Samo noszenie poświęconego różańca już ma wpływ na nasze życie. Różaniec to więcej niż różaniec…
On tak prosto uczy zaufania w powtarzanym: Matko, Mamo, Mamusiu,..
O znaczeniu tej dziecięcej miłości i nabożeństwa do Bożej Rodzicielki mówią też nasze Konstytucje w kontekście naszej stałej formacji, pielęgnowania łaski powołania i wierności składanym ślubom; czystości, ubóstwa i posłuszeństwa. W tradycji odczytujemy, że jest żarliwym pragnieniem św. Dominika, by Maryja miała w opiece tak cały Zakon, jak i każdego brata i siostrę. Znamienne, że nasze oddanie Matce Bożej niejako dekretuje tekst roty składanej profesji.
Bardzo osobiście doświadczyłam tego, jak Maryja odpowiada na nasze wołanie. Gdy zbliżał się czas wieczystych ślubów, ogarnęły mnie ciemności i stan niemożliwości stanięcia
o ludzkich siłach wobec tego aktu. Myślałam- „Jak ja, maleńki człowieczek mogę powiedzieć Bogu samemu – przyrzekam.., aż do śmierci?”. Udręka ducha była też lękiem przed zdradą Boga. W tej duchowej walce zapragnęłam wszystko postawić na Maryję. Czytany wcześniej „Traktat o prawdziwym nabożeństwie do NMP” św. tercjarza dominikańskiego Ludwika Grignion de Monfort, a także „Totus Touus” Jana Pawła II podsunęły myśl, że złożę te śluby, jeśli Maryja da znak, że bierze za mnie odpowiedzialność. Nic nie mówiąc nikomu, zdecydowałam, że znakiem tym będzie wyznaczona data ślubów. Postanowiłam: „Jeśli nie
w Jej święto, to ślubów nie składam”. Po „małym” zamieszaniu i zwątpieniu nieopisane było szczęście, gdy wraz z mistrzynią odkryłyśmy, że wyznaczona pierwsza niedziela sierpnia jest zarazem wspomnieniem Matki Bożej Śnieżnej (też związanym z proszeniem o znak). Rozpierzchły się ciemności i także ja… jedna z tej nieprzeliczonej – w historii 800 lat – rzeszy członków naszego Zakonu wyznałam uroczyście: „Ja siostra Józefa Maria składam profesję
i przyrzekam posłuszeństwo Bogu, Najświętszej Maryi Pannie, św. Ojcu Dominikowi, Ojcu Mistrzowi generalnemu Zakonu Barci Kaznodziejów i tobie przeoryszy”… A w ślubnym prezencie przyjęłam od Maryi Jej „Magnificat”, którego treść codziennie uczy mnie wdzięczności i uwielbienia Boga, co namacalnie przemienia moje myślenie, wnętrze, stosunek do zwyczajności życia.
Nasz Zakon zrodził się ze współczucia… jakby wypłynął z łez św. Dominika, który w zetknięciu z nędzą grzesznych ludzi pokutował i modlił się nocami pod krzyżem, wołając: „Panie, co stanie się z grzesznikami?”.
Do dzisiaj racją życia naszych wspólnot jest przedłużanie, przenoszenie w nasze TERAZ tego ognia i niesienia ratunku. Jest to pierwotny ideał „świętego kaznodziejstwa”. Utrwalił się skrót myślowy, mówiący o jedności w misji przepowiadania Bożego Słowa: „Bracia mówią ludziom o Bogu, a siostry mówią Bogu o ludziach”. My siostry także we wspieraniu naszych braci staramy się być podobne do Maryi, która całym sercem, choć dyskretnie, z ukrycia towarzyszyła Synowi w Jego misji nauczania. „Pragnąc naśladować Kościół Jerozolimski zgromadzony nauczaniem Apostołów i codziennie jednomyślnie się modlący, niech Mniszki składają przed Obliczem Boga ofiarę chwały w pierwszym rzędzie przez sprawowanie liturgii. Trwając w modlitwie razem z Maryją, Matką Jezusa, niech gorąco pragną pełni Ducha Świętego, by móc wpatrywać się z odsłoniętą twarzą w Chwałę Pańską i za sprawą Ducha Pańskiego coraz bardziej jaśniejąc, upodabniać się do Jego obrazu”.
To Konstytucje, lecz wszystko zaczyna się od naszego nawrócenia…
Niezwykle wartko płynie czas naszego życia, drogi za Panem…, mijają lata i każdemu z nas przybliża się śpiew GODÓW BARANKA.
Jest naszą piękną tradycją, że ostatnia modlitwa dnia – kompleta- ma wydźwięk codziennego przygotowania do śmierci. Kończymy ją, śpiewając (w procesji do figury Maryi) antyfonę „Salve Regina” – co jest połączone z pokropieniem wodą święconą i przyjęciem błogosławieństwa: „Noc spokojną i śmierć szczęśliwą niech nam da Bóg wszechmogący Ojciec i Syn, i Duch Święty”. Jednak ten sam obrzęd przeżywamy najuroczyściej, śpiewając tę antyfonę zgromadzone przy łożu konającej siostry – wierząc i ufając, że WŁAŚNIE SAMA PRZYCHODZI OKAZAĆ umierającej siostrze JEZUSA… ŁASKAWA… LITOŚCIWA, SŁODKA PANNA MARYJA.
JÓZEFA MARIA, dominikanka